Tytuł lekko dramatyczny, ale trochę oddaje moje niedawne emocje. Dlaczego w ogóle miałbym przestać wierzyć w agile? Powodów jest wiele. Z jednej strony zmęczenie od ciągłego naprawiania świata, który wcale tak bardzo nie chce się naprawić. Do mojej głowy dociera zalew treści o nikłej wartości ale spójnym hejcie na agile – to też nie pomaga. Dla równowagi co do wartości treści – konsumuję też masę prowokacji i inspiracji, że „stare” metody zwinne to już za mało i że trzeba się konfrontować ciągle z coraz lepszymi podejściami, jednocześnie wracać do korzeni, czerpać z nauk ścisłych i humanistycznych, nie popełniać błędów, popełniać błędy, pamiętać o człowieku, nie zapomnieć o systemie, dbać o klienta, dbać o pracownika, dbać o wynik biznesowy, mieć ciągle wartości z tyłu głowy i nie zapominać od rozpoczęcia od „dlaczego”. Ech. Im dłużej człowiek to robi, tym bardziej ma poczucie osobistego nieogarniania. Patrząc na otoczenie biznesowe jednocześnie gołym okiem dostrzegam komercjalizację i bezrefleksyjne nadęcie biznesu „zwinnego”, z jakim nie chcę być w takiej postaci kojarzony, ale nic nie niewiele poradzę, jeśli jestem.
Na innej warstwie trudniej z wiarą w agile mam dlatego, że sam sobie wybieram wyższe poziomy trudności. Chcę wyzwania i je dostaję. Cieplarniane warunki już miałem (choć pewnie za jakiś czas znowu bym je chciał mieć). I tak jakoś nie czas teraz, by odpoczywać, odcinać kupony, wyhamowywać.
Co takiego jest w agile, że na dzisiaj mnie nakręca? Chwilowo mam kryzys wiary we frameworki czy techniki. Doświadczam natomiast bardzo silnie, że zwinność to nie tylko pewne specyficzne sposoby pracy (na poziomie mechaniki), ale również świetna kombinacja wartości i podejścia do zarządzania ludźmi. Im głębiej siedziałem w świecie IT (w relatywnie nowoczesnej organizacji), tym mniej wyraziste było dla mnie, że wcale nie są oczywiste takie rzeczy jak:
- wiara w ludzi, w to, że dadzą radę sami pokonać postawione przed nimi problemy
- zaufanie, że zespoły pozostawione bez kontroli, mając cel do osiągnięcia, będą szukać rozwiązań a nie się lenić
- szacunek wzajemny – w osi góra-dół w hierarchii i wewnątrz zespołów, żaden korporacyjny wyznacznik nie sprawia, że ktoś jest mniej człowiekiem od kogoś innego – ma takie same prawo być wysłuchany, mieć swoje potrzeby
- otwartość w mówieniu co się myśli i spokój, że za szczerość nikt nie ukarze
- bezpieczeństwo emocjonalne – miejsce na to, by w ogóle rozmawiać o swoich emocjach i się ich nie bać, a w drugim kroku wzajemne empatia na takie odczucia
- zespołowa chęć robienia różnicy – miejsce na wzajemne nakręcanie się do osiągania rezultatów w reakcji na przekazaną ludziom odpowiedzialność
- różnorodność pod wieloma aspektami – przestrzeń, w której każdy może coś wnieść do rezultatu zespołu, również pośrednio; miejsce gdzie introwertyk może się wypowiedzieć a nie musi sobie trenować obce swojej naturze postawy by w ogóle się przebić
- zdrowy sceptycyzm na korpoabsurdy i otwarta głowa na próby ich zmiany, ominięcia albo chociaż zdystansowania się od nich
Powyższe punkty definiują mi aktualnie mocniej agile niż manifest albo którakolwiek z wersji prób jego aktualizacji. Sam sobie bym nie uwierzył, że przeszedłem taką drugą od „Scrum by the book” w ~2011 roku. Tylko powyższy fundament mnie interesuje jako baza do zwinności w organizacji i cholernie ubolewam, że o tych sprawach mówi się tak rzadko w kontekście transformacji.
W sumie nieczęsto tu zagladam, zapominam czasem i długo mnie nie ma. Ale jak mi się przypomni – co tam słychać u Kuby (zazwyczaj gdy jestem mniej zmęczona praca) i czytam co piszesz, to jednak kurde… szacun! Lubie to!
Dzięki Zuzia. Ja sam też tu za rzadko zaglądam, jako autor… 🙁 a kolejka dobrych pomysłów na wpisy rośnie.
Emocjonalnie i w punkt. W 'fist of five’ u mnie five. 🙂
„zaufanie, że zespoły pozostawione bez kontroli”
To jest chyba jeden z najwiekszych mitów Scrum’a czy też technik zwinnych. Zespoły jak najbardziej są kontrolowane w Agile’u, nie powinny być pozostawione same sobie.
Przeraża mnie, że społeczność trenerów technik zwinnych idzie w tę stronę.
Cześć Kamil, przede wszystkim dziękuję za komentarz. Długo zastanawiałem się jak na niego zareagować, bo nie pytasz ani nie wskazujesz głębiej intencji, z jaką działasz, gdy komentujesz powyższy wpis.
W pierwszym odruchu chciałem piętrowo się tłumaczyć oraz wskazywać Ci błędy (wg mojej interpretacji)… ale w sumie to nie wiem co miałeś na myśli. Wytłumacz proszę (jeśli chcesz) jak rozumiesz:
– kontrolę nad zespołami zwinnymi
– sposoby nie pozostawiania zespołów samych sobie
– to zdanie: „Build projects around motivated individuals. Give them the environment and support they need, and trust them to get the job done”
W zamian chętnie odpowiem (tu w komentarzu albo w dłuższym wpisie) co ja rozumiem pod CAŁYM zdaniem:
„zaufanie, że zespoły pozostawione bez kontroli, mając cel do osiągnięcia, będą szukać rozwiązań a nie się lenić”
(podkreślam całość tego zdania, bo mam poczucie, że wycięcie drugiej jego części ma znamiona manipulacji moimi słowami)
> Przeraża mnie, że społeczność trenerów technik zwinnych idzie w tę stronę.
Jeśli chcesz wchodzić ze mną w dialog, unikaj proszę pasywno-agresywnych zagrywek jak to zdanie. Nie wiem czy zaliczasz mnie do grona trenerów, czy nie i czy mam się tym przejmować, co tu napisałeś. Ale jeśli mnie do trenerów technik zwinnych zaliczasz – to bardzo mocno spudłowałeś, przynajmniej w mojej definicji słowa trener. W ciągu ostatniego roku zrealizowałem trzy szkolenia i wszystkie były częścią długofalowej pracy z konkretnymi zespołami, wchodzącymi w świat zwinności (i post factum ceniącymi sobie moją asystę na tej drodze).