Co mi daje dzielenie się wiedzą?

Na Agile Open Space w Poznaniu (w poprzedni poniedziałek), po zakończonym wydarzeniu grupka osób została, by chwilę porozmawiać o możliwych usprawnieniach wydarzenia. Michał, jeden z uczestników, zadał uczestnikom tej rozmowy ważne pytanie „co im daje bycie ‘dawcą’ na takim wydarzeniu” (na zasadzie „rozumiem, że korzyści czerpią Ci, którzy przychodzą się czegoś dowiedzieć, brać wiedzę, ale po co przychodzi ktoś, kto już raczej nie dowie się niczego nowego?”). Taka kwestia się powtarza i tym postem, publicznie powtarzając odpowiedź na to pytanie, chcę zainspirować osoby z większym doświadczeniem do udziału w tego typu wydarzeniach społecznościowych.

Po co pojawiam się na takich wydarzeniach? Po pierwsze – dla networkingu. Wśród kilkudziesięciu uczestników spotkania mocniej znałem tylko dwie osoby, pozostałe były potencjalnymi nowymi relacjami. Kilka osób poznałem z fajnej strony, kilka może miało okazję zapamiętać mnie. Wielokrotnie pisałem już o networkingu i bardzo dbam o budowanie sobie takich okazji oraz podtrzymywanie takich kontaktów (nawet delikatnie, pośrednio, po prostu poprzez bywanie i dawanie kolejnych okazji do pogłębienia kontaktu). W tym konkretnym przypadku jest to dla mnie ważne o tyle, że z racji kilkuletniej zawodowej emigracji do Warszawy/Łodzi zerwała mi się ciągłość relacji z poznańską społecznością zwinną, w której, z tego co widzę, pojawiło się sporo młodych obiecujących osób. Jak to otwarcie powiedziałem – nigdy nie wiem, czy ktoś z obecnych nie zatrudni kiedyś mnie, albo ja nie będę zatrudniał ich. Albo będziemy w stanie sobie jakoś pomóc.

Po drugie – dzielenie się wiedzą w takich nieformalnych sytuacjach jest świetną okazją do ćwiczenia umiejętności przekazywania, inspirowania, tłumaczenia, wyjaśniania trudnych rzeczy kilkoma hasłami. Z racji tego, że takie grono społeczności zwinnej jest na trochę wyższym poziomie zaawansowania niż początkujący – wyłapane będą wszystkie nieścisłości i niedoskonałości tego co mówię (czego nie zrobią Ci, z którymi zazwyczaj pracuję zawodowo, gdzie przeważa jednak poziom początkujących). To jest prosty i tani sposób na rozwijanie umiejętności, z których utrzymuję się i od których zależy dalszy rozwój mojej kariery.

Po trzecie – wcale nie jest tak, że jest się zawsze tylko dawcą. Chętnie słucham kejsów różnych osób, zgłębiam ich propozycje rozwiązań albo techniki o których wspominają. Taka dziedzina, jak agile, ciągle się rozwija, ciągle pojawiają się nowe koncepcje, techniki, książki, których nie dam rady nigdy zupełnie sam poznać. Słuchając tego, co mówią inni, wyłapuję u siebie wszystko, czego mi brakuje, czego jeszcze nie znam, daję się zainspirować innym (choć co ważne – wymaga to pokory i samoświadomości, boli mnie post factum, gdy czasem w takich sytuacjach daję się ponieść poczuciu wyższości). Najgorsze co może mi się zdarzyć, to poczucie zajebistości i osiadanie na laurach, odgrywanie tych samych sztuczek i powoływanie się na wiedzę sprzed wielu lat, brak rozwoju nowej.

Po czwarte – zasada wikipedysty (ta sama, z której powodu występuję, o czym zrobiłem już bardzo podobny wpis). Kiedyś, na wczesnych etapach mojej „kariery” zwinnej dużo dawały mi kontakty w ramach Poznan Agile User Group. Teraz wiem, że mogę pomagać osobom na wcześniejszym ode mnie etapie, jako forma spłacenia długu, jaki zaciągnąłem dostając darmowe wsparcie i wiedzę od społeczności. Naprawdę mega wzmacnia mnie feedback, jaki dosyć regularnie w tym obszarze spływa – że kogoś zainspirowałem, że zapamiętał sobie moją przestrogę albo podążył za okruszkami, które rozsypałem. To jest fajne i buduje we mnie motywację związaną z uznaniem społecznym.

Jest też chyba powód piąty, bardzo osobisty – ciągle ćwiczę też osobistą postawę w grupie. Raz, że jestem introwertykiem (więc tu do ciągłego polerowania są umiejętności zajęcia stanowiska w grupie, poznawania nowych osób, podtrzymywania rozmowy), dwa, że do ciągłej zmiany mam nastawienie związane z gwiazdorzeniem. Fajnie jest dla mnie samego próbować balansować między dzieleniem się doświadczeniem i inspirowaniem, a jednocześnie dawaniem przestrzeni innym do popełnienia błędu, przepracowania pewnych rzeczy samodzielnie, uszanowania odmiennych stanowisk. Widzę (u innych), że w takich społecznościach łatwo o szybkie niezamawiane rady, ale też niezamawiany coaching. Coś, co mam nadal do usprawniania to to, czy sam czegoś takiego nie realizuję.

Zachęcam do samodzielnego przemyślenia, czy jeśli jesteś bardziej doświadczony, to nie warto wziąć udział w takich wydarzeniach jak lokalne społeczności, właśnie z nastawieniami na czerpanie korzyści z dawania, a nie tylko oczekiwać, że ktoś inny nam dostarczy. Bo jest tu niebezpieczeństwo cyklu bez dobrego wyjścia – grupy mają problemy z frekwencją, bo są mało merytoryczne. A nie są merytoryczne, bo Ci, którzy mogliby tą merytorykę podnosić, nie angażują się, albo robią to niedoskonale. A do udziału w społecznościach (w przeciwieństwie do wystąpień publicznych, do których też regularnie zachęcam) już naprawdę nie potrzeba żadnych szczególnych zdolności, wystarczy poświęcić raz na kilka tygodni parę godzin popołudnia.

4 odpowiedzi na “Co mi daje dzielenie się wiedzą?”

  1. Jest jeszcze jeden aspekt – przygotowywanie się do takich wystąpień zmusza do przemyślenia wszystkich aspektów tematu, posiadanej wiedzy i potencjalnych pytań – co czasami pokazuje obszary do doczytania samemu. Często to daje więcej niż późniejsze zaprezentowanie tematu.

  2. Kubo, fajne przemyślenia. Zgadzam się i podpisuję całym sercem.

    Aktywne uczestnictwo w społeczności może dać fajną dawkę inspiracji i konfrontacji z innymi punktami widzenia niż te, z którymi spotykam się w swoim codziennym środowisku. A więc jest to bodziec by stanąć z boku i spojrzeć na zagadnienie od nowa.

    Dodatkowo, nawet jeśli dziś od siebie daję i może niekoniecznie dowiem się czegoś nowego, to wpływam na ogólny rozwój społeczności, a tym samym zwiększam swoje szanse na dyskusje na (jeszcze) wyższym poziomie w przyszłości 🙂

    1. Dzięki Bartek. Dobrze rozszerzasz jedną rzecz o której zapomniałem we wpisie – społeczności to miejsce, w którym mogę zderzyć swoją codzienną perspektywę z kimś spoza mojego zwykłego środowiska. Do tego potrzeba oczywiście odrobiny pokory, ale warto dopuścić możliwość, że ktoś z zewnątrz może dać nam nowe bodźce, nawet jeśli nam wydaje się, że już ich w ogóle nie potrzebujemy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.